W jakiej kolejności oglądać Gwiezdne wojny to pytanie, które zadają sobie nie tylko osoby dopiero pragnące poznać Odległą Galaktykę. Nawet wieloletni fani toczą długie i najczęściej bezowocne debaty na ten temat. Postaram się dziś odpowiedzieć raz na zawsze na to pytanie.
Wczorajsza data w kalendarzu, May the 4th (be with you), to szczególny dzień dla wszystkich fanów Gwiezdnych wojen. Nie wyrobiłem się niestety z własnym tekstem o Star Wars na blogu i jednie zalałem swoje profile w social media postami tematycznymi, ale już to nadrabiam. Z okazji dzisiejszego bonusowego święta dla fanów mroczniejszej strony Sagi Lucasa – w końcu ten dzień to Revenge of the Fifth – chciałem z Wami się podzielić spostrzeżeniami na temat tego….
…w jakiej kolejności powinno oglądać się gwiezdnowojenne filmy!
Temat jest zdecydowanie na czasie, bo już w grudniu na ekrany kin trafi nowy film z serii Star Wars, za którego realizację wziął się Jar-Jar J.J. Abrams. Z filmem wiążę duże nadzieje, mam jeszcze większe obawy, ale reżyser ma za Star Treki kredyt zaufania. Bardzo duży.
Ciężko w to uwierzyć, ale są na świecie jeszcze osoby, które nie widziały dotychczas wydanych epizodów, a powinny je nadrobić przed premierą Przebudzenia Mocy. Ze względu na pomieszanie z poplątaniem w kwestii chronologii mają oni twardy orzech do zgryzienia.
Na myśl przychodzą dwa podstawowe sposoby.
Ortodoksyjni fani stwierdzą, że najlepiej oglądać epizody w kolejności IV-V-VI z pominięciem trylogii prequeli. Ci bardziej wyrozumiali dla Jar-Jara i midicholarianów powiedzą, że nowe epizody będące chronologicznym początkiem historii należy obejrzeć na końcu.
Zobacz także: Jakie książki z Expanded Universe przeczytać w pierwszej kolejności?
Takie rozumowanie doprowadziłoby do tego, że płyty z kolejnymi filmami trzeba byłoby ułożyć kolejno IV-V-VI-I-II-III. Liczna grupa oczywiście zakrzyknie, że skoro wszystkie filmy już zostały wydane można oglądać je chronologocznie, czyli w kolejności I-II-III-IV-V-VI.
Do tego pomysłu nie jestem przekonany, a sam zaproponowałbym raczej IV-V-VI (w wersji z lat 70-tych), IV-V-VI w (edycji specjalnej), aktualne wydanie I-II-III (zamykając oczy podczas scen z Jar-Jarem) a na koniec zostawiłbym najnowszą inkarnację oryginalnej trylogii IV-V-VI…
Jest jednak jeszcze lepszy i przystępniejszy dla przyszłych fanów sposób, czyli Star Wars: Machete Order
@wittamina polecam “machete order”: 4, 5, 2, 3, 6. http://t.co/cdFCKmkfgN
— Paweł Hać (@pawelhac) maj 4, 2015
Nie wymyśliłem tego sam, ale koncept przypadł mi do gustu i będę od teraz jego gorącym orędownikiem. Wczorajsza dyskusja na Twitterze nakierowała mnie na bardzo długi, ale niezmiernie ciekawy wpis, który proponuje oglądanie sagi w kolejności… IV-V-II-III-VI-(I). Pozornie bez sensu, ale po zagłębieniu się w temat mogę się pod tym pomysłem podpisać.
Ten koncept nazywa się Machete Order. Nie zagłębiając się w szczegóły – zainteresowanych odsyłam do pełnego spoilerów materiału źródłowego – ma to naprawdę wiele sensu. Opuszczenie słabego Mrocznego Widma nie sprawia praktycznie żadnego problemu ze zrozumieniem wątków z późniejszych filmów.
Taki seans praktycznie nie ma wad.
Osoba która nigdy nie słyszała największego spoilera wszech czasów nie straci niespodzianki z Imperium Kontratakuje dotyczącej związków między ważnymi postaciami. Inna ważna wiadomość pojawi się z kolei nie pod koniec Powrotu Jedi, a podczas zakończenia Zemsty Sithów.
Cała reszta historii jest spójna, a tragiczne wydarzenia z trzeciego epizodu nadają dodatkowej głębi decyzjom Luke’a Skywalkera w Powrocie Jedi. Specjalnie piszę enigmatycznie, żeby nie psuć spoilerami Sagi osobom, które trafiły tutaj a jeszcze nie oglądały filmów.
Na koniec więc krótki apel: przemyślcie sprawę i jeśli zgodzicie się ze mną, że taka kolejność oglądania filmów naprawdę ma sens, to dajcie podpowiedź wszystkim znanym Wam osobom, które Star Wars muszą przed grudniową premierą nadrobić.
Źródła grafik: dorkforty.wordpress.com, www.nomachetejuggling.com