Serwisy streamingowe zmieniły obraz rynku muzycznego i weszły już do mainstreamu. Można by założyć, że tym samym dla świata filmu mają być serwisy video-on-demand. Ja tego nie kupuję, bo technologia przesyłu danych nie dogoniła jeszcze oczekiwań widzów. Płyty Blu-ray, a nawet linearna telewizja, ciągle są górą.
Od kiedy tylko Spotify zostało uruchomione w Polsce korzystam z tej usługi i nie wyobrażam sobie powrotu do klasycznych plików MP3. Strumieniowanie materiałów audio zapewnia mi natychmiastowy dostęp do praktycznie dowolnej muzyki, a nieliczne braki w zbiorach można uzupełnić albumem zripowanym z płyty lub kupionym w iTunes, który zostanie dołączony do bazy.
W przypadku treści wideo jest dużo gorzej.
Spotify i spółka są w stanie przekonać nawet zatwardziałych piratów, bo korzystanie z bazy aplikacji jest znacznie wygodniejsze niż budowanie własnej biblioteki. Najważniejsze jest to, że klienci planu premium mogą pobrać utwory do pamięci urządzenia i słuchać ich niezależnie od obecności lub braku połączenia internetowego.
W przypadku serwisów VoD w większości wypadków takiej możliwości nie ma. Materiały są zwykle strumieniowane w czasie rzeczywistym, co jest strasznie słabym pomysłem. Jedna minuta materiału wideo ma w końcu objętość kilkukrotnie większą niż minuta utworu muzycznego. To zapycha łącza internetowe na całym świecie.
Po co nam telewizory 4K, skoro filmy z VoD często wyglądają gorzej niż puszczane z płytki DVD?
Dystrybucja cyfrowa powinna oferować przynajmniej to samo, co dystrybucja analogowa i w wielu wypadkach tak jest. Streaming muzyki jest wygodniejszy niż płyty CD, po książki, prasę i komiksy nie muszę już biegać do sklepu, a gry w wersjach pudełkowych to poprzednia epoka – mogę je pobrać i uruchomić w kilka godzin bez ruszania się z domu. Nic nie tracę wybierając cyfrowe kopie, a oszczędzam czas.
W przypadku wideo nadal jednak płyty i klasyczne linearne transmisje mają zasadniczą przewagę: jakość obrazu niezależną od stabilności połączenia. Przy filmach to naprawdę jest kluczowe. Korzystam teraz z wielu serwisów VoD, ale niemal każdy z nich oferuje tragiczny obraz, a transmisja co kilka minut jest przerywana przez buforowanie. Czy to Player od TVN-u, iPla od Polsatu, czy też HBO GO – nigdzie nie jest zadowalająco.
Jedynym wyjątkiem jest Apple TV, gdzie wypożyczone filmy z iTunes oglądam w jakości 1080p tak, jakby był puszczany z płyty.
Oznacza to, że da się to zrobić dobrze, ale jak widać inni dostawcy nie są w stanie zapewnić odpowiedniej infrastruktury. Problem jest też taki, że koszt wypożyczenia filmu w iTunes jest wysoki, a biblioteka Apple w Polsce nie jest pełna. Do tego taki całkiem niezły serwis Netflix jest nadal poza naszym zasięgiem.
W przypadku polskich VoD – Playera, iPli i HBO GO – aplikacje na Smart TV, smartfony i tablety oraz witryny internetowe pozostawiają naprawdę wiele do życzenia. Mam wiele uwag zarówno biorąc pod uwagę jakość transmisji, jak i interfejs. Już pal sześć VoD od TVN-u i Polsatu, to usługi po części darmowe.
Nawet płatne polskie serwisy VoD nie oferują dobrej jakości.
W momencie, gdy HBO GO kolejny raz w tygodniu każe mi się ponownie logować, a po zalogowaniu i tak nie jestem w stanie odtworzyć serialu, to opadają mi ręce. Jak można za taką usługę pobierać pieniądze? Mam strasznie ambiwalentne uczucia związane z tym, że HBO Now powstanie przy współpracy z Apple – bliżej usłudze będzie do iTunes czy HBO GO?
Problemów z VoD jest dziś naprawdę mnóstwo. W tym kontekście nie dziwi mnie popularność The Pirate Bay, wszelkich klonów Kinomaniaka i rozwiązań takich jak Popcorn Time – wygrywają one w wielu przypadkach brakiem opłat, wygodą, bogactwem materiałów zgromadzonych w jednym miejscu i szybkimi “premierami”.
Oferta legalnych serwisów VoD działających w Polsce jest uboga, doświadczenie z korzystania kiepskie, a jakość zwykle fatalna. Użytkownicy VoD mogą w większości wypadków zapomnieć o oglądaniu filmów i serialów w podróży, gdy mają dostęp tylko do połączenia internetowego, a nieliczne usługi pozwalają na zapisanie pliku offline.