Trwające właśnie mistrzostwa Intel Extreme Masters 2015 to największe wydarzenie e-sportowego świata. Już zaraz po poprzedniej edycji wiedziałem, że i w tym roku nie może mnie tam zabraknąć. Atmosfera w katowickim Spodku jest niepowtarzalna, dlatego już jutro z rana wyruszam na południe Polski. Was z kolei zachęcam do odwiedzenia Katowic lub przynajmniej śledzenia tego wydarzenia w sieci.

Chociaż sam jestem typem niedzielnego gracza, a z myszką w dłoni spędziłem pół młodości, to jeszcze rok temu na e-sport patrzyłem… pobłażliwie. Człowiek słyszał w końcu o zawodowych graczach w StarCrafta w Korei, ale traktowałem to jako ciekawostkę na równi z automatami w Japonii, w których można kupić używaną damską bieliznę.

Całkowicie niesłusznie.

Wychodziłem z założenia, że skoro można grać w gry samemu, to po co oglądać, jak robi to ktoś inny? Okazuje się, że taka logika była słuszna, ale… tylko w teorii. W praktyce, jak się okazało, e-sport to już nie jest pieśń przyszłości, to teraźniejszość – którą interesuje się masa młodych ludzi.

Już dzisiaj można e-sport traktować na równi z innymi, “analogowymi” dyscyplinami. Piłkę można przecież oglądać z zafascynowaniem i to samemu nie wstając z kanapy, prawda? Byłem wręcz oniemiały, gdy dotarło do mnie, że drużyny grające w StarCrafta mają swoich fanów!

Co liczy się w sporcie?

Dla mnie clou sportu to rywalizacja w ramach z góry ustalonych zasad. Zwycięzcą zostaje ten zawodnik lub ta drużyna, która wykaże się lepszymi umiejętnościami. Nie bez znaczenia jest też nieco szczęścia, a sytuacje losowe potrafią zmienić wynik spotkania.

W e-sporcie mamy wszystkie te elementy – rywalizację, sprawdzian umiejętności, pewną losowość… a to, że zamiast na prawdziwym boisku gracze strzelają do siebie lub rzucają na innych czary w wirtualnej przestrzeni z użyciem awatarów, to już naprawdę mało istotne.

Dlaczego nie postawić rozgrywek w Counter-Strike’a na równi z piłką nożną?

W obu przypadkach naprzeciwko siebie stają dwie drużyny profesjonalistów, zasady są znane, wygrywa zwykle najlepszy. Zresztą skoro można jako sport traktować bilard lub szachy, to dlaczego wykluczać rozgrywki w świecie wirtualnym – bo nie ma boiska, planszy, stołu?

Mecze w piłkę kopaną lub rzucaną, skoki narciarskie i dowolną inną profesjonalną dyscyplinę większość publiki i tak będzie oglądać to poprzez transmisję wideo lub na telebimie. To, że nie da się zajrzeć z trybun prosto do komputera przez lornetkę nie jest żadnym problemem.

A to dlatego, że w e-sporcie jest to, co najważniejsze: emocje

Domyślam się, że wiele osób może traktować e-sport tak jak ja jeszcze rok temu – ot, taka zabawa dla grupki zapaleńców. Byłbym gotów się z tym zgodzić, tyle że to… absolutnie nie prawda. Na finały Intel Extreme Masters 2015 przyjeżdżają z całego świata zawodnicy, którzy już zawodowo grają League of Legends, StarCraft i Counter-Strike’a.

Za zespołami stoją sponsorzy z najwyższej półki, w turnieju organizowanym przez Electronic Sports League do wygrania są setki tysięcy dolarów, a fani e-sportu stoją godzinami w deszczu, żeby tylko dostać się na teren przeludnionego katowickiego Spodka. Publika przygotowuje transparenty, wykrzykuje z trybun nazwiska ulubionych zawodników.

Już w zeszłym roku i dwa lata temu przez IEM przewinęły się dziesiątki tysięcy ludzi, a miliony osób ogląda transmisje w internecie.

Jestem pewien, że w tym roku będzie tylko lepiej. Sam chcę znowu poczuć tę atmosferę i dlatego wybieram się do Katowic już jutro z samego rana. Wczesnym popołudniem dotrę na miejsce. Dołączę tam do Szymona Radzewicza, który już dzisiaj rozpoczął relację z IEM 2015 w formie livebloga na Spider’s Web.

Jeśli sami nie możecie dotrzeć do Katowic lub jeszcze nie jesteście przekonani do e-sportu, to polecam śledzić Wam to wydarzenie w sieci. Czy to na Spider’s Web, oficjalnym fanpage’u ESL, w serwisie wideo Twitch lub obserwując hashtag #IEM w mediach społecznościowych, np. na Twitterze.

Dajcie się porwać magii Intel Extreme Masters 2015 zwłaszcza wtedy, jeśli, tak jak ja rok temu, podchodzicie do e-sportu sceptycznie.