Już w miniony poniedziałek miałem okazję zobaczyć najnowszy hit Zacka Snydera, na który do kina wybierze się z pewnością każdy szanujący się fan komiksów.

Mowa oczywiście o Man of Steel. Nie pisałem o swoich wrażeniach od razu na gorąco po seansie, ponieważ musiałem się z tym filmem przespać, i to dwie noce z rzędu. Nie da się go bowiem jednoznacznie ocenić.

Filmy o superbohaterach

Filmy na podstawie historii postaci komiksowych superbohaterów to nie jest w końcu łatwa sprawa. Reżyser bardzo często balansuje na granicy kiczu, czasem ją zresztą przekraczając, jak w pierwszym podejściu do kinowego Spider-Mana. Nie znaczy to jednak, że nie da się zrobić z takiego obrazu arcydzieła, co pokazał Nolan w swoim pierwszym Mrocznym Rycerzu.

Chociaż protagonista Nolana przebierał się w nocy za nietoperza, to był tak naprawdę walczącym ze swoimi słabościami człowiekiem z krwi i kości z którym widz może się po części identyfikować. Podobne uczucia budzić może zresztą marvelowy Tony Stark, czyli Człowiek z Żelaza. To zwykły facet w futurystycznej zbroi, który stara się uratować świat borykając się z bardzo przyziemnymi problemami.

A Superman? Nie oszukujmy się: Człowiek ze Stali nie jest nawet człowiekiem, a dzieło Snydera jest filmem o kosmicie, który z wyglądu przypomina jednego z nas, ale przy tym lata, strzela z oczu laserami i widzi przez ściany. Przynajmniej w tej odsłonie nie nosi majtek na wierzchu.

Superman dawniej i dziś

Poprzednich odsłon Supermana już nie pamiętam, a i przyznam szczerze nawet nie miałem zamiaru do nich wracać. Z dzieciństwa zostało mi wspomnień na tyle, by wiedzieć że nie były to wybitne dzieła światowej kinematografii. Może przez wzgląd na osobę reżysera, albo przez sam trudny materiał wyjściowy, nie miałem zbyt wysokich oczekiwań także dla obecnej odsłony.

Dzięki temu przyjemnie się zaskoczyłem. Film oczywiście jest pełny do cna scen cliché, a rozwój akcji można było przewidzieć od początku do końca jeszcze przed wejściem na salę. Bohaterowie są strasznie jednowymiarowi, a Zack Snyder nawet nie udaje, że tworzy dzieło które można interpetować na wielu płaszczyznach. To ma być przyjemny film akcji, w którym dobro walczy ze złem (a czy wygrywa, dowiecie się już sami).

Chociaż czas trwania filmu to blisko 2.5 godziny, to szybko zleciał. Nie było dłużyzn, a akcja rozwijała się jak po sznurku, gdzie tylko momentami były wplecione sceny będące wspomnieniami głównego bohatera. To bardzo dobry zabieg, gdzie nie musieliśmy czekać pół filmu na pojawienie się tytułowej postaci oglądając jego młodszą edycję i problemy z dorastaniem.

Z pewnością Man of Steel mogę polecić wszystkim fanom komiksów, i to nie tylko ze stajni DC. Trailer wcale nie pokazał najlepszych scen, a jeśli nie będziecie spodziewać się po nim drugiego Mrocznego Rycerza, a odprężającego kina akcji, to się nie zawiedziecie. Jest dobrze zagrany a efekty specjalne robią wrażenie. Po długich rozmyślaniach stwierdziłem, że spokojnie zasługuje on na 8 z 10 gwiazdek, i tak też go oceniłem na IMDb.

Obsada

W filmie też jest imponująca obsada, bo wymienić można chociażby Russela Crowe i Kevina Costnera, czyli odpowiednio biologicznego i przybranego ojca głównego bohatera. Matriksowy Morfeusz zagrał tutaj szefa gazety Daily Planet, a Amy Adams główną rolę kobiecą. Ale po kilku minutach po wyjściu z kina zapomniałem, jak nazywała się osoba odgrywająca rolę Clarka Kenta.

Wszystko dlatego, że aktor został on dobrany tak dobrze, że pasuje naprawdę idealnie do roli, a fizjonomia jego twarzy jest dokładnie tak, jak z karty komiksu.

PS Ciekaw teraz jestem, czy DC uda się w końcu zebrać swoich superbohaterów do kupy i powalczyć z The Avengers jako The Justice League.

PS2 Gorąco polecam Wam zbiór trzech zeszytów komiksowych o nazwie Superman Red Son. Przedstawia on alternatywną historię z serii “co by było gdyby”, gdzie ostatni mieszkaniem planety Krypton wylądował nie w Kansas, tylko… w związku radzieckim.