Od kiedy pamiętam gry posiadały dodatki. Aby odświeżyć zakurzony na półce sklepowej tytuł deweloperzy tworzyli “mission packi” i inne edycje specjalne. Dziś najpopularniejszą metodą rozbudowy gry jest wydanie DLC, czyli “downloadable content”. Dla Fallout New Vegas pojawiły się cztery takie dodatki. Poniżej możecie przeczytać o moich związanych z nimi wrażeniach.

Dead Money

Pierwszy dodatek DLC miał trudne zadanie, a przez jego pryzmat oceniałem kolejne. Historia nie powala z nóg – po pustkowiu krąży legenda o przedwojennym kasynie Sierra Madre, a my chcemy ją zbadać. W rezultacie “coś idzie nie tak” i nie robimy tego z własnej woli. Nie będę spoilerować fabuły, ale powiem co nieco o samej rozgrywce – znajdujemy się na osobnej mapie, znika nam cały ekwipunek i musimy znów grzebać q śmieciach i zbierać wszystko co wpadnie w łapy. Great! Znów trzeba liczyć naboje, stimpaki i pieniądze. Rozgrywka jest wymagająca, wprowadza też kilka nowych elementów.

Wrogowie przypominają Zombie i zdecydowanie nie chcą umrzeć, a my musimy uważać na przedwojenne radia, przez które może wybuchnąć obroża na naszej szyi. Musimy także się skradać przed hologramami, których nie można w żaden sposób zabić, a one mogą nam zrobić kuku. Perełką dodatku są postacie NPC – jest ich tylko kilka, ale twórcy nie poskąpili pieniędzy na nagranie nieliniowych dialogów. Odkrycie historii która stoi za kasynem dostarcza dużo frajdy, a lokacje są zróżnicowane i dopracowane.

Ocena 4/6

Honest Hearts

Drugi dodatek spodobał mi się najmniej ze wszystkich, co nieoznacza że jest słaby. Znów zmierzamy poza główną mapę do terytorium opanowanego przez neo-indian. Wplątani zostajemy w walkę między plemionami, ale tutaj bohaterowie niezależni są mniej wyraziści. Wszystkie questy wykonałem pobieżnie aby jak najszybciej przejść do kolejnych DLC, a rozgrywka jest dość liniowa i niewymagająca. Niektóre z zadań są wymuszone i żmudne, ale najgorsze jest to, że jest on w porównaniu do pozostałych trzech przewidywalny. Jeśli kogoś fascynują czerwonoskórzy i chce przywieźć do Mojave tomahawki to polecam, w przeciwnym razie szkoda czasu.

Ocena 3/6

Old World Blues

Jeśli graliście w dodatki do trzeciej części, to Old World Blues jest odpowiednikiem Mothership Zeta (dla przypomnienia, w tamtym DLC do F3 porywali nas kosmici). Historia jest strasznie karykaturalna – zostajemy porwani i umieszczeni w ruinach przedwojennej stacji badawczej, która skupiała najlepszych naukowców Starego Świata.

Naszym zadaniem jest odkrycie, co się tam tak naprawdę stało, pomoc rezydentom ruin i odzyskanie pewnej dla nas bardzo ważnej rzeczy… Aż mnie korci aby powiedzieć czego dokładnie :) Sama akcja i rozgrywka jest prosta i dość liniowa, ale siłą tego dodatku są świetne dialogi i przerysowane postacie. Cały dodatek traktuję z przymrużeniem oka, ma dostarczać fun, a spostrzegawczy gracz dostrzeże masę easter eggów.

Ocena 5/6

Lonesome Road

Ostatni na liście. Pokładałem w nim duże nadzieje, wiedząc że jego zakończenie będzie także końcem mojej przygody w Vegas i bałem się, że pozostawi niesmak. Background: kontaktuje się z nami Ulysses, który był tak jak my kurierem i pierwotnie to on miał dostarczyć Platinium Chip do Vegas. Udajemy się (znów) na oddzielną mapę do lokacji zniszczonej przez wybuch nuklearny. Ulysses prowadzi nas przez kolejne lokacje i za pośrednictwem kolna robota ED-E, który towarzyszy nam przez całą rozgrywkę, prowadzi z nami filozoficzne dysputy.

Ten dodatek rzuca dużo światła na historię naszej postaci i to, czym zajmowała się przed felernym zleceniem. Utrzymany jest w bardzo depresyjnym tonie, dialogi tym razem nie są okraszone humorem, a otoczenie w którym przyszło nam się znaleźć też jest mroczne. Dodatek jest liniowy i prowadzi nas jak po nitce do kłębka do kulminacyjnego finału, jest też przewidywalny, ale w tym wypadku nie jest to jego wada – a jeśli nam się znudzi, to w każdej chwili możemy powrócić na pustynię Mojave. Zdecydowanie polecam, spełnił wszystkie oczekiwania i jest moim ulubionym z listy.

Ocena 6/6

Epilog

Wszystkie dodatki są ciekawe, nie sprawiają też wrażenia zrobionych na siłę. To nie są wycięte questy z pełnej wersji gry sprzedawane w dodatkowym pudełku, tylko zamknięte historie. Wszystkie dzieją się na osobnej mapie i zgrabnie wplatają się fabularnie w główny wątek. Oprócz samej historii otrzymujemy od cholery nowych przedmiotów i perków, a także każdy z nich zwiększa maksymalny poziom naszej postaci o 5 leveli. Ukończenie wszystkich zajęło mi około 20tu godzin, co uważam za całkiem niezły wynik, bo jestem pewien że przegapiłem dużo smaczków, a może nawet całych questów – ale taki jest urok gier RPG.

Po każdym z nich otrzymujemy mini-zakończenie, czyli pokaz slajdów który znamy z poprzednich części, podsumowujący nasze działanie w każdej z krain. Szkoda że czasu, a innych tytułów pojawia się całkiem sporo, bo z chęcią bym sprawdził jakie inne wybory mogłem podjąć i powrócił na pustkowia Mojave po raz kolejny.